wtorek, 31 lipca 2012

Dział czwarty


Gdy brunetka się przebudziła, nikogo nie było w pokoju. Podniosła się i usiadła po turecku. W powietrzu wyczuwała woń męskich perfum co oznaczało, że chłopak jeszcze niedawno tutaj był. Przetarła zaspane oczy, przeciągnęła się i spojrzała  na ratanowy stół.  Leżał na nim talerz z apetycznie pachnącą jajecznicą.
„ Jak ja lubię jajecznice” – pomyślała zachwycona wonią jajek. Przybliżyła się do stołu, poniosła widelec i skosztowała posiłku. Był idealny. Ni zasłony, ni za mało doprawiony. Idealny, ale nie chciała jeść.
Wyszła z salonu i rozejrzała się. Nikogo nie było. Podbiegła do kuchni. Pustka. Zrobiło jej się niezmiernie przykro. „A może jeszcze…” – olśniło ją. Podeszła do schodów, wzięła głęboki oddech i krzyknęła :
- Hazza! Hallo! Jesteś tam Harry?
Nie uzyskała odpowiedzi. Z sekundy na sekundę było jej coraz zimniej, a radość kompletnie uciekł jej z twarzyczki. Wróciła do saloniku, wtórnie usadowiła się na kanapie, pochwyciła talerzyk i zaczęła jeść.
- Dlaczego poszedł bez pożegnania – to pytanie dręczyło Alice.
                                                                 OCZAMI NIALLERA
Irlandczyk siedział w pokoju i grał na gitarze. Wychodziło mu to rewelacyjnie. Był zadowolony sam z siebie. Oprócz muzyki wykonywanej  przez blondynka panowała powszechna cisza. Liam i Louis spali jeszcze ( w prawdzie była już dwunasta, ale to sobota – można poleżeć w łóżku dłużej), a Zayn gdzieś zniknął.
Po pewnym czasie klamka u drzwi frontowych zaczęła się ruszać i do domu wszedł Harry. Niall zauważył, że nie jest taki jak zawsze. Czegoś w nim brakowało. Uśmiech. Harold był ewidentnie smutny.  Harry bez banana na twarzy, to nie jest Harry.
- Hej! Co tam u Al? Była Nelly? – zaczął rozmowę.
- Ali żyje, jak zawsze piękna i wesoła  - Hazza nie miał grama przekonania w głosie. – A Nelly nie było.
- Pośpiewamy? – zaproponował niebieskooki.
- Nie, nie mam ochoty – odpowiedział sucho brunet.
- To może coś zjemy? – próbował dalej. – Przez grę masakrycznie zgłodniałem.
- Jak chcesz to sobie coś zrób, ja nie chce – Hazza próbował ze wszystkich sił spławić przyjaciela.
- Harry! Co ci jest do cholery! – Niall nie wytrzymał.
Zielonooki chłopak wystraszył się głosu znajomego. Był inny. Troskliwy, głośny i zarazem stanowczy. Nie słyszał go przedtem.
Nialler był podenerwowany.
- Ej, dobra – dobra. Tylko weź się uspokój. Nie poznaje ciebie – powiedział Harry, robiąc jednocześnie wielkie oczy.
- Ty mnie nie poznajesz? To co ja niby mam powiedzieć – Niall’ owi cały czas wzrastało ciśnienie.
- Ja? Co? Że niby ze mną jest coś nie tak? – Harry przeciągał dalej.
- Jesteś smutny. Ty nigdy nie bywasz smutny – blondas odłożył na bok instrument.
Harold wiedział o tym. Zdawał sobie z tego świetnie sprawę, ale nie chciał by inni to widzieli. Chciał być zawsze optymistą. W tym momencie, w tym toku zdarzeń nie potrafił. Nie umiał. A tak bardzo, bardzo pragnął.
Irlandczyk nie czekał na słowa przyjaciela. I tak był pewien ze ma rację. Wstał i poszedł do kuchni. Otworzył górna szafkę, poprzesuwał kilka produktów w poszukiwaniu płatków śniadaniowych. Miał już zamykać, zamurował go widok za oknem. Przed ich domem stała ubrana w obcisłe rzeczy, na kremowych szpilkach, znajoma dziewczyna. Niall wychylił się z kuchni i zawołał w kierunku salonu.
-Hazza, ktoś na ciebie czeka przed domem.
                                                                          PO POŁUDNIU
Ali szła z uniesioną głową, trzymając się z Louisem za ręce. Było ciepło. Od czasu do czasu przymrużała oczy, bo dokuczało jej wiosenno – zimowe słońce padające jej złośliwie na policzki. Płaszcz miała leciutko odpięty u góry, na szyi przerzucony wiśniowy, mięciutki szalik. Brązowe włosy osłaniała smerfna, czarna czapka. Posturę miała wyprostowaną – nie jak na co dzień, zgarbiona.
- Może przysiądziemy tu na chwilę? – zaproponował Lou, wskazując dłonią na zieloną ławkę.
Alice pokiwała delikatnie głową, na wznak, iż się zgadza.  Usiedli więc.
- Uh, ale zimno – powiedziała mając w głowie przebiegły plan.
Chłopakowi błysnęło w oczach. Nie tracąc chwili objął ją ramieniem i przycisnął ją mocno do siebie. O to chodziło brunetce.  Tego chciała i to bardzo.
Oboje siedzieli w milczeniu, z uśmiechami na twarzy, z przymkniętymi  powiekami. W myślach recytowali tekst piosenki. Tej samej piosenki.
  ‘When she was just a girl
She expected the world
But it flew away from her reach
And the bullets catch in her teeth
Life goes on, it gets so heavy
The wheel breaks the butterfly
Every tear a waterfall
In the night the stormy night she'll close her eyes
In the night the stormy night away she'd fly’
Po jakiejś dłuższej chwili Alice otwarła oczy, spojrzenie skierowała na chłopaka. Uśmiechnęła  się mimowolnie i zaczęła wciągać szyję jak najwyżej umiała. Z sekundy na sekundę jej usta były coraz to bliżej policzka Louisa. Chłopak zaczął czuć jej ciepły oddech na swojej twarzy.  Posunął delikatnie głowę w stronę dziewczyny, aby ułatwić jej realizację planu. Minęło jeszcze kilka, króciuteńkich chwil, aż jej usta  napotkały polik chłopaka. Od razu cała poczerwieniała. Lou  przytulił ją jeszcze mocniej.
- Ej, mam pomysł : chodźmy do Milkshake City – zaproponował brunet, spoglądając na Al.
- Dobrze… A nie boisz się, że nas zobaczą? Przecież jesteś znany, adorowany przez tłumy fanek… Nie boisz się co ludzie pomyślą? – zapytała dziewczyna, wymieniając  tylko nieliczne z obaw, które krążyły jej po głowie.
- Co z tego, niech mi zazdroszczą – powiedział. Schylił lekko głowę i pocałował ją w czoło.
Wstali więc i udali  się w kierunku baru. Szli trzymając ręce w solidnym splocie. Będąc bardzo blisko siebie. Alice z przyjemnością oglądała widoki po drodze, mierzyła  miłym wzrokiem mijanych ludzi. W duchu podśmiewała się z dziewczyn wytykających ich palcami. „ Niech mi zazdroszczą” – powtarzała w myślach.
W pewnym momencie jej uwagę przykuła dwójka ludzi, siedzących przy fontannie. Stanęła jak wryta. Louis zaniepokoił się.
- Co się stało kochana? Na co patrzysz? – zapytał kierując wzrok w przestrzeń i nadaremno szukając obiektu jej dziwnego zachowania.
- Pa.. patrz to tam siedzi. O tam! – skazała ręką na trawnik.
- Nic nie widzę… Co tam jest niby? – próbował się wywiedzieć.
- Tam, koło fontanny siedzi… siedzi Danielle. Koleżanka ze szkoły. A obok niej ...
- Hazza!
To słowo bardzo ją zabolało. Poczuła ogromny smutek w sercu. To jej przyjaciel, a jednak… Czuła wielki, przeszywający całe wnętrze ból. „Jak on mógł – myślała gniewnie. – I to jeszcze z tą rudą Danielle?!”. Bezskutecznie próbowała powstrzymać  emocję. Łzy poleciały jej po czerwonym  poliku. Starała się puścić rękę Louisa, ale nie mogła.
Chłopak widział to co czuła. Zrobiło się jej jemu żal. Nie miał zamiaru zostawiać jej samej z swoimi uczuciami. Przyciągnął ją do siebie i przydusił do piersi. Z chwilą uspokoiła się.
- To co? – zapytał nagle. – Idziemy do MSC czy nie?
- Tak oczywiście – powiedziała pociągając nosem. Na jej twarzy pojawiła się niezgrabna mina mająca przypominać szczęście.
                                                                   PO WEEKENDZIE
 Nastał poniedziałek. Alice nie gadała przez te dwa dnia ani z Harry’m, ani z Nelly. 
Gdy przyszła do szkoły przyjaciółki nie było. Czekała, czekała i nic. Nel nie przychodziła. „ Na pewno zaspała, przyjdzie na drugą lekcje” – szukała wymówki.
Minęła pierwsza i druga lekcja. Blondynki w dalszym ciągu nie przychodziła. „ Może jej się plan pomylił… Jutro zaczynamy dopiero trzecią lekcją” – te słowa były jej jedyną nadzieją.
 Minął dzień. Nelly nie była w szkole. 
_________________________________________________________________
Jezzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzuuuuuuuuuuuuuuuu ! Kocham was <3  Jeju<3  9 komentow ?! 8 obserwatorów?! Więc tak ehmmmm.. Dziękuję. Tym razem proszę o minimalnie 10 komentów.
Następny dział może być całkiem do dupy, więc cieszcie się tym co wam dziś daje. 
Dedykuje go Zuuu, która mnie zdziwiła.
Pozdr.
Martuś