Gdy brunetka się przebudziła, nikogo nie było w pokoju.
Podniosła się i usiadła po turecku. W powietrzu wyczuwała woń męskich perfum co
oznaczało, że chłopak jeszcze niedawno tutaj był. Przetarła zaspane oczy,
przeciągnęła się i spojrzała na ratanowy
stół. Leżał na nim talerz z apetycznie
pachnącą jajecznicą.
„ Jak ja lubię jajecznice” – pomyślała zachwycona wonią
jajek. Przybliżyła się do stołu, poniosła widelec i skosztowała posiłku. Był
idealny. Ni zasłony, ni za mało doprawiony. Idealny, ale nie chciała jeść.
Wyszła z salonu i rozejrzała się. Nikogo nie było. Podbiegła
do kuchni. Pustka. Zrobiło jej się niezmiernie przykro. „A może jeszcze…” –
olśniło ją. Podeszła do schodów, wzięła głęboki oddech i krzyknęła :
- Hazza! Hallo! Jesteś tam Harry?
Nie uzyskała odpowiedzi. Z sekundy na sekundę było jej coraz
zimniej, a radość kompletnie uciekł jej z twarzyczki. Wróciła do saloniku,
wtórnie usadowiła się na kanapie, pochwyciła talerzyk i zaczęła jeść.
- Dlaczego poszedł bez pożegnania – to pytanie dręczyło
Alice.
OCZAMI NIALLERA
Irlandczyk siedział w pokoju i grał na gitarze. Wychodziło
mu to rewelacyjnie. Był zadowolony sam z siebie. Oprócz muzyki wykonywanej przez blondynka panowała powszechna cisza.
Liam i Louis spali jeszcze ( w prawdzie była już dwunasta, ale to sobota –
można poleżeć w łóżku dłużej), a Zayn gdzieś zniknął.
Po pewnym czasie klamka u drzwi frontowych zaczęła się
ruszać i do domu wszedł Harry. Niall zauważył, że nie jest taki jak zawsze.
Czegoś w nim brakowało. Uśmiech. Harold był ewidentnie smutny. Harry bez banana na twarzy, to nie jest
Harry.
- Hej! Co tam u Al? Była Nelly? – zaczął rozmowę.
- Ali żyje, jak zawsze piękna i wesoła - Hazza nie miał grama przekonania w głosie.
– A Nelly nie było.
- Pośpiewamy? – zaproponował niebieskooki.
- Nie, nie mam ochoty – odpowiedział sucho brunet.
- To może coś zjemy? – próbował dalej. – Przez grę
masakrycznie zgłodniałem.
- Jak chcesz to sobie coś zrób, ja nie chce – Hazza próbował
ze wszystkich sił spławić przyjaciela.
- Harry! Co ci jest do cholery! – Niall nie wytrzymał.
Zielonooki chłopak wystraszył się głosu znajomego. Był inny.
Troskliwy, głośny i zarazem stanowczy. Nie słyszał go przedtem.
Nialler był podenerwowany.
- Ej, dobra – dobra. Tylko weź się uspokój. Nie poznaje
ciebie – powiedział Harry, robiąc jednocześnie wielkie oczy.
- Ty mnie nie poznajesz? To co ja niby mam powiedzieć –
Niall’ owi cały czas wzrastało ciśnienie.
- Ja? Co? Że niby ze mną jest coś nie tak? – Harry
przeciągał dalej.
- Jesteś smutny. Ty nigdy nie bywasz smutny – blondas
odłożył na bok instrument.
Harold wiedział o tym. Zdawał sobie z tego świetnie sprawę,
ale nie chciał by inni to widzieli. Chciał być zawsze optymistą. W tym
momencie, w tym toku zdarzeń nie potrafił. Nie umiał. A tak bardzo, bardzo
pragnął.
Irlandczyk nie czekał na słowa przyjaciela. I tak był pewien
ze ma rację. Wstał i poszedł do kuchni. Otworzył górna szafkę, poprzesuwał
kilka produktów w poszukiwaniu płatków śniadaniowych. Miał już zamykać,
zamurował go widok za oknem. Przed ich domem stała ubrana w obcisłe rzeczy, na
kremowych szpilkach, znajoma dziewczyna. Niall wychylił się z kuchni i zawołał
w kierunku salonu.
-Hazza, ktoś na ciebie czeka przed domem.
PO
POŁUDNIU
Ali szła z uniesioną głową, trzymając się z Louisem za ręce.
Było ciepło. Od czasu do czasu przymrużała oczy, bo dokuczało jej wiosenno –
zimowe słońce padające jej złośliwie na policzki. Płaszcz miała leciutko
odpięty u góry, na szyi przerzucony wiśniowy, mięciutki szalik. Brązowe włosy
osłaniała smerfna, czarna czapka. Posturę miała wyprostowaną – nie jak na co
dzień, zgarbiona.
- Może przysiądziemy tu na chwilę? – zaproponował Lou, wskazując
dłonią na zieloną ławkę.
Alice pokiwała delikatnie głową, na wznak, iż się
zgadza. Usiedli więc.
- Uh, ale zimno – powiedziała mając w głowie przebiegły
plan.
Chłopakowi błysnęło w oczach. Nie tracąc chwili objął ją
ramieniem i przycisnął ją mocno do siebie. O to chodziło brunetce. Tego chciała i to bardzo.
Oboje siedzieli w milczeniu, z uśmiechami na twarzy, z
przymkniętymi powiekami. W myślach
recytowali tekst piosenki. Tej samej piosenki.
‘When she was just a
girl
She expected the world
But it flew away from her reach
And the bullets catch in her teeth
Life goes on, it gets so heavy
The wheel breaks the butterfly
Every tear a waterfall
In the night the stormy night she'll close her eyes
In the night the stormy night away she'd fly’
She expected the world
But it flew away from her reach
And the bullets catch in her teeth
Life goes on, it gets so heavy
The wheel breaks the butterfly
Every tear a waterfall
In the night the stormy night she'll close her eyes
In the night the stormy night away she'd fly’
Po jakiejś dłuższej chwili Alice otwarła oczy, spojrzenie
skierowała na chłopaka. Uśmiechnęła się
mimowolnie i zaczęła wciągać szyję jak najwyżej umiała. Z sekundy na sekundę
jej usta były coraz to bliżej policzka Louisa. Chłopak zaczął czuć jej ciepły
oddech na swojej twarzy. Posunął
delikatnie głowę w stronę dziewczyny, aby ułatwić jej realizację planu. Minęło
jeszcze kilka, króciuteńkich chwil, aż jej usta
napotkały polik chłopaka. Od razu cała poczerwieniała. Lou przytulił ją jeszcze mocniej.
- Ej, mam pomysł : chodźmy do Milkshake City – zaproponował
brunet, spoglądając na Al.
- Dobrze… A nie boisz się, że nas zobaczą? Przecież jesteś
znany, adorowany przez tłumy fanek… Nie boisz się co ludzie pomyślą? – zapytała
dziewczyna, wymieniając tylko nieliczne
z obaw, które krążyły jej po głowie.
- Co z tego, niech mi zazdroszczą – powiedział. Schylił
lekko głowę i pocałował ją w czoło.
Wstali więc i udali
się w kierunku baru. Szli trzymając ręce w solidnym splocie. Będąc
bardzo blisko siebie. Alice z przyjemnością oglądała widoki po drodze,
mierzyła miłym wzrokiem mijanych ludzi.
W duchu podśmiewała się z dziewczyn wytykających ich palcami. „ Niech mi
zazdroszczą” – powtarzała w myślach.
W pewnym momencie jej uwagę przykuła dwójka ludzi,
siedzących przy fontannie. Stanęła jak wryta. Louis zaniepokoił się.
- Co się stało kochana? Na co patrzysz? – zapytał kierując
wzrok w przestrzeń i nadaremno szukając obiektu jej dziwnego zachowania.
- Pa.. patrz to tam siedzi. O tam! – skazała ręką na
trawnik.
- Nic nie widzę… Co tam jest niby? – próbował się
wywiedzieć.
- Tam, koło fontanny siedzi… siedzi Danielle. Koleżanka ze
szkoły. A obok niej ...
- Hazza!
To słowo bardzo ją zabolało. Poczuła ogromny smutek w sercu.
To jej przyjaciel, a jednak… Czuła wielki, przeszywający całe wnętrze ból. „Jak
on mógł – myślała gniewnie. – I to jeszcze z tą rudą Danielle?!”. Bezskutecznie
próbowała powstrzymać emocję. Łzy
poleciały jej po czerwonym poliku.
Starała się puścić rękę Louisa, ale nie mogła.
Chłopak widział to co czuła. Zrobiło się jej jemu żal. Nie
miał zamiaru zostawiać jej samej z swoimi uczuciami. Przyciągnął ją do siebie i
przydusił do piersi. Z chwilą uspokoiła się.
- To co? – zapytał nagle. – Idziemy do MSC czy nie?
- Tak oczywiście – powiedziała pociągając nosem. Na jej
twarzy pojawiła się niezgrabna mina mająca przypominać szczęście.
PO WEEKENDZIE
Nastał poniedziałek.
Alice nie gadała przez te dwa dnia ani z Harry’m, ani z Nelly.
Gdy przyszła do szkoły przyjaciółki nie było. Czekała,
czekała i nic. Nel nie przychodziła. „ Na pewno zaspała, przyjdzie na drugą
lekcje” – szukała wymówki.
Minęła pierwsza i druga lekcja. Blondynki w dalszym ciągu
nie przychodziła. „ Może jej się plan pomylił… Jutro zaczynamy dopiero trzecią
lekcją” – te słowa były jej jedyną nadzieją.
Minął dzień. Nelly
nie była w szkole.
_________________________________________________________________
Jezzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzuuuuuuuuuuuuuuuu ! Kocham was <3 Jeju<3 9 komentow ?! 8 obserwatorów?! Więc tak ehmmmm.. Dziękuję. Tym razem proszę o minimalnie 10 komentów.
Następny dział może być całkiem do dupy, więc cieszcie się tym co wam dziś daje.
Dedykuje go Zuuu, która mnie zdziwiła.
Pozdr.
Martuś